wtorek, 25 listopada 2014

Dawno mnie tu nie było... To z braku czasu. Trudno mi znaleźć choć chwilkę dla siebie. Teraz się udało :)
Z mizofonią wcale nie jest u mnie lepiej, możliwe, że nawet się pogorszyło... Albo jestem na uczelni, gdzie muszę przebywać z koleżanką, która mnie niesamowicie irytuje swoim mlaskaniem, bardzo głośnym stukaniem w klawiaturę i tak dalej, albo jestem w domu, gdzie wcale nie jest lepiej.
Chciałabym, żeby to się skończyło.

piątek, 18 lipca 2014

Do wczoraj byłam sama w domu. Przez 8 dni. To było zbyt piękne... dlaczego nie mogło trwać dłużej? Robiłam sobie co chciałam, chodziłam gdzie chciałam, a w domu panowała piękna cisza... Wczoraj niestety to się skończyło... Ledwo wróciła rodzina, już miałam ich dość. A lato jest niestety bardzo uciążliwe. Rodzice maja w zwyczaju bardzo głośno wypuszczać powietrze, kiedy jest gorąco. Nienawidzę tego. To jeden z powodów, dla których nie jechałam z nimi w góry. Po prostu bym z nimi nie wytrzymała psychicznie... 8 dni z rzędu, godzina w godzinę, minuta w minutę, bez przerwy z nimi. Nie, dziękuję. I wszystkie te inne dźwięki wydawane przez nich... nieeee...

piątek, 13 czerwca 2014

Nienawidzę komunikacji miejskiej. A jestem na nią skazana. Nie mogę mieć prawa jazdy i to mnie boli. Nie chcę się na ten temat rozpisywać, bo sama myśl o tym sprawia, że pod moimi powiekami rodzą się łzy.
W każdym razie - serio nienawidzę komunikacji miejskiej. Albo siądzie koło ciebie ktoś, kto głośno żuje gumę i macha szczęką jak jakaś krowa albo coś je, albo cmoka pijąc z butelki, albo - tak jak w zeszłym tygodniu - zepsuje się kasownik i co dwie sekundy będzie wydawał dźwięk kasowania, przez jakieś 20 (!) minut, albo - tak jak dziś - usiądzie koło ciebie starsza osoba, której trzęsie się głowa... Jeju, ja wiem, że ona nie ma na to wpływu, ale tak jak ona nie może nic na to poradzić, tak ja nic nie poradzę na to, że mnie to wkurza! Że bodźce wizualne też mnie niezwykle denerwują! Głupio mi było, ale dusiłam w sobie złość i jechałam cały czas albo z zamkniętymi oczami, albo patrząc w okno jak najdalej mogłam...

Jeszcze mam do was pytanko. Czy was też wkurza paplanina? Jak ktoś nawija i nawija bez końca? Ja niestety codziennie mam z tym do czynienia, bo moja mama ma to do siebie, że w kółko gada, prawie bez przerwy, czasem mam ochotę na nią przez to nakrzyczeć... a jak mi wejdzie do pokoju i zacznie nawijać...! Mam tego dość! Albo wczoraj, znowu w tym nieszczęsnym autobusie, jechało kilku chłopaków, trochę podpitych i paplali i paplali, nie mogłam tego znieść, a z drugiej strony autobusu siedziały jakieś gimnazjalistki i też nawijały i to takim piskliwym głosem, do tego się strasznie chichrały... Czy was też to denerwuje, czy tylko mnie? Nie wiem, czy jest to związane z mizofonią... Może w pewnym stopniu tak?
Jak sądzicie?

piątek, 6 czerwca 2014

Cześć!
No i znowu zaniedbałam bloga. Może w końcu uda mi się pisać częściej. Już sobie wszystko powoli układam. Bywało lepiej, ale nie jest źle :)
Za to mizofonia nadal POTWORNIE utrudnia mi życie. Dziś zestresowana przed ostatnim egzaminem, zrobiłam śniadanie i usiadłam sobie w kuchni, próbując się zrelaksować, ale jak przyszedł ojciec, usiadł przede mną i zaczął dmuchać na kawę, siorbać i tak głośno ją przełykać, to myślałam, że z nerwów chyba umrę i już nie dotrę na egzamin.
Ugh.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Wujek nie żyje już ponad 2 tygodnie. Próbuję się jakoś pozbierać i postaram się pisać częściej.
Na pogrzebie w kościele siedziała za mną jakaś starsza kobieta. W ogóle nie mogłam się skupić na mszy, bo za mną było tylko "ekhm, ciamk, smark" i tak w kółko. Mój zły nastrój i wielki smutek jeszcze potęgował reakcję na takie dźwięki, do tego stopnia, że podrapałam sobie całe ręce, aż zostały mi blizny. W ogóle mam już sporo takich mniejszych blizn na rękach, bo gdy słyszę trigger, odruchowo chwytam paznokciami za skórę rąk. Nie wiem, to chyba jakaś forma odstresowania się i skupienia na czymś innym.
Dziś natomiast byłam u mojego chłopaka na świątecznym obiedzie, deserze i kolacji. Ledwo już wytrzymywałam przy tym stole... Te wszystkie dźwięki... Coś strasznego. Ja rozumiem, że nie da się jeść zupełnie cicho. Ale żeby tak głośno przeżuwać i przełykać!
Za to po powrocie do domu zastałam rodziców i siostrę oglądających Hobbita, stwierdziłam, że też chętnie obejrzę i się przysiadłam, po czym natychmiast wstałam i poszłam do siebie do pokoju, bo tata coś jadł i jak zwykle potwornie głośno przeżuwał... Zwyczajnie nie wytrzymałam. Mizofonia zaczyna kontrolować całe moje życie, jest coraz gorzej i gorzej i nie wiem, jak sobie z tym radzić. Nie zawsze mogę sobie włożyć zatyczki czy słuchawki do uszu. Gdyby tylko istniał jakiś lek...

niedziela, 30 marca 2014

Witajcie, wybaczcie, że tak rzadko piszę, ale ostatnio wszystko mi się sypie. Nie chodzi o mizofonię, ale ona wszystko jeszcze pogarsza. Mój chory na raka wujek powoli już odchodzi, a ostatnio dowiedziałam się, że mój przyjaciel również jest śmiertelnie chory. Nie potrafię sobie z tym poradzić, w dodatku ilość nauki i prac do napisania mnie przerasta. Przepraszam.

poniedziałek, 17 marca 2014

Jedzenie spaghetti z ojcem to tortura. W ogóle przebywanie tylko z nim w domu jest torturą. Ciągle tylko słyszę sapanie, głośne wypuszczanie powietrza, wzdychanie... coś okropnego. Z całą rodziną w domu też nie jest łatwo... bo zamiast próbować jakoś mnie choć trochę wesprzeć, śmieją się ze mnie lub mają pretensje. Coś strasznego.

piątek, 14 lutego 2014

Witajcie.
Już od kilku dni mam wolne, sesja już zaliczona (wszystko za pierwszym podejściem!), ale nie mogłam się zebrać w sobie do napisania posta. Dopiero dziś czuję się na siłach.
Ostatnio trochę ze mną gorzej. Jest mi jakoś smutno, źle się czuję i tak dalej, a mizofonia się przez to nasiliła. Ten brak humoru trwa praktycznie od Sylwestra. Nie wiem co się dzieje.
Coraz więcej dźwięków doprowadza mnie do szału. I tak jak właściwie byłam w stanie mniej więcej tolerować odgłosy żucia czy siorbania wydawane przez mojego chłopaka, tak teraz nie potrafię tego znieść... Nie jestem w stanie. A do tego dochodzą kolejne dźwięki. Rodzinny obiad to tortura. Staram się zjeść go jak najszybciej, a potem cierpię na bóle brzucha. W ogóle kiedy rodzice są w domu, panuje tu straszny hałas. Nienawidzę tego. Za to uwielbiam tę ciszę, kiedy ich nie ma. Kiedy jestem tylko z siostrą albo kiedy jestem sama, zwłaszcza wtedy. Wtedy jest cudownie.
To wszystko mnie przerasta.

piątek, 31 stycznia 2014

Cześć

Znowu mnie długo nie było... Ale to wszystko dlatego, że pochłonęła mnie sesja. Ostatni tydzień był najgorszym w całym tym roku akademickim. Tutaj praca do napisania, tu mapa do zrobienia, tu egzamin, tu kolokwium... Wymiękam. Po prostu psychicznie i fizycznie wysiadam, wyglądam i czuję się jak zombie. Teraz przez weekend nawet nie będę mogła odpocząć. Zaraz godzina 21, ale już chyba pójdę po prostu spać.
Jedną z gorszych rzeczy jest to, że pewne zadanie robię razem ze wspominaną przeze mnie wielokrotnie koleżanką. Dziś z nią siedziałam nad tym na uczelni i myślałam, że zaraz jej coś zrobię. Nie potrafię już znieść jej obecności, jej widoku, sama myśl o niej mnie brzydzi i strasznie stresuje. Jak wyciągnęła jabłko, miałam ochotę wcisnąć je jej do gardła. To jak ona je... przechodzi wszelkie pojęcie. Nie dość, że mam mizofonię, to jeszcze mieliła to paskudne jabłko tuż nad moim lewym uchem, które mam bardzo wrażliwe na wszelkie dźwięki. A to wręcz fizycznie boli. Nie wiem, czy te dwie sprawy są ze sobą połączone, wydaje mi się, że nie. Nadwrażliwość ucha to raczej kwestia jego fizycznego uszkodzenia, tak myślę. Pamiętam, jak w podstawówce, jakieś 13 - 14 lat temu, koleżanka wrzasnęła mi na całe gardło do tego właśnie ucha. Może wtedy coś się stało, nie wiem. Ale wiem, że mam to bardzo długo i że mi przeszkadza. Natomiast mizofonia to raczej kwestia układu neurologicznego i psychiki.
Nieważne, w każdym razie obie sprawy bardzo utrudniają mi życie. Bardziej jednak mizofonia... Już wolę ten fizyczny ból ucha, niż wewnętrzną walkę ze sobą, kiedy słyszę jakieś mlaskanie, walenie w klawisze, siorbanie... To jest zdecydowanie gorsze.
No nic, idę powoli spać,
trzymajcie się

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Przepraszam, że ostatnio mniej piszę, ale zbliża się sesja i jestem zabiegana, mam teraz pełno zaliczeń i projektów do zrobienia. W dodatku jakoś ostatnio nienajlepiej się czuję, chyba przez stres związany z nawałem pracy i nie tylko.
Doszłam do wniosku, że jeśli chodzi o mizofonię, rozumieją mnie ludzie w internecie, a osoby mi najbliższe w ogóle mnie nie rozumieją. To jest straszne. Chciałabym znaleźć wsparcie u bliskich osób, rodziny, chłopaka, przyjaciół, ale go nie otrzymuję. Mogę jedynie rozmawiać z nieznajomymi ludźmi z mizofonią. Tylko oni mi pomagają, wspierają, a ja ich. To jest miłe, ale wiadomo, to nie to samo.

Muszę w końcu zapakować zatyczki do torby. Już dwa razy cierpiałam z ich braku na wykładzie, w zeszłym tygodniu i dzisiaj. Dziś na szczęście wpadłam na pomysł puszczenia sobie różowego szumu przez słuchawkę do jednego ucha, mam specjalny program na telefonie. Nie do końca zagłuszało to walenie w klawiaturę w wykonaniu koleżanki obok, więc ze złości wciskałam sobie słuchawkę w ucho, aż do teraz boli. Ale przynajmniej przetrwałam wykład. Potem mi mówiła, że za głośno słuchałam radia :P
Pozdro