czwartek, 31 października 2013

Cześć. Postanowiłam pisać bloga, bo mało komu się zwierzam, jeśli chodzi o mizofonię. No dobra, praktycznie nikomu, bo nikt tego nie rozumie. Może tu znajdę zrozumienie, albo chociaż wyleję z siebie to, co w sobie duszę. Czym jest mizofonia, pytacie? Nie będę przytaczać żadnych definicji, ale najprościej, mizofinia, inaczej SSSS (Selective Sounds Sensitivity Syndrome), to patologiczna reakcja na dźwięki lub też czasem bodźce wzrokowe. Nie wszystkie dźwięki oczywiście. Najczęściej są to dźwięki wydawane przez ludzi, zwłaszcze podczas jedzenia i picia, ale nie tylko. Są to tak zwane "triggery" (jak spust, w sumie to odpowiednia nazwa, bo kiedy słyszę jeden z moich "triggerów" czuję się, jakby ktoś do mnie strzelał z pistoletu... jak nie karabinu maszynowego). Mizofonicy reagują na takie dźwięki gwałtownie, nerwowo... lub też po prostu duszą to w sobie i opuszczają pomieszczenie, w którym znajduje się źródło owego dźwięku... o ile oczywiście jest to możliwe. Jeśli nie, przydają się nam zatyczki lub słuchawki (moje ukochane przyjaciółki).
Może wydaje się wam to dziwne, ale mizofonia jest naprawdę zaburzeniem psychicznym. Nikt z nas sobie tego nie wymyślił. To nie jest zwykła nadwrażliwość na dźwięki, tylko realne ZABURZENIE.
Na dziś to tyle, postaram się pisać jak najczęściej. Nie jestem zbyt wylewna, jestem ścisłowcem, ale będę dawać z siebie wszystko. Jestem otwarta na wszelkie porady, sugestie itp. Chętnie również pomogę, jeśli będę potrafiła (ale obawiam się, że to ja potrzebuję pomocy).
Trzymajcie się.