piątek, 14 lutego 2014

Witajcie.
Już od kilku dni mam wolne, sesja już zaliczona (wszystko za pierwszym podejściem!), ale nie mogłam się zebrać w sobie do napisania posta. Dopiero dziś czuję się na siłach.
Ostatnio trochę ze mną gorzej. Jest mi jakoś smutno, źle się czuję i tak dalej, a mizofonia się przez to nasiliła. Ten brak humoru trwa praktycznie od Sylwestra. Nie wiem co się dzieje.
Coraz więcej dźwięków doprowadza mnie do szału. I tak jak właściwie byłam w stanie mniej więcej tolerować odgłosy żucia czy siorbania wydawane przez mojego chłopaka, tak teraz nie potrafię tego znieść... Nie jestem w stanie. A do tego dochodzą kolejne dźwięki. Rodzinny obiad to tortura. Staram się zjeść go jak najszybciej, a potem cierpię na bóle brzucha. W ogóle kiedy rodzice są w domu, panuje tu straszny hałas. Nienawidzę tego. Za to uwielbiam tę ciszę, kiedy ich nie ma. Kiedy jestem tylko z siostrą albo kiedy jestem sama, zwłaszcza wtedy. Wtedy jest cudownie.
To wszystko mnie przerasta.